Zwieńczenie 120 godzin ciężkiej pracy

Zwieńczenie 120 godzin ciężkiej pracy

Mimo młodego wieku na swoim koncie ma już wiele startów w kulinarnych konkursach, co więcej - startów uwieńczonych sukcesem. Ten ostatni, w którym miał okazję nie tylko wystartować, ale również stanąć na najwyższym stopniu podium, to Kulinarny Puchar Polski. I to właśnie to wydarzenie stało się głównym tematem rozmowy z Bartoszem Peterem - tegorocznym zdobywcą wspomnianego trofeum.

Było huczne świętowanie po zdobyciu Kulinarnego Pucharu Polski, czy raczej cichy powrót do rzeczywistości, do kuchni?

Już na samym wjeździe do hotelu czekała na nas niespodzianka. Cały zespół, zarówno kucharze, jak i obsługa sali, czekał na nas z przygotowanym wielkim szyldem, racami i szampanem i przywitali nas bardzo hucznie. Było to bardzo mile i świadczyło nie tylko o zgranym zespole, ale również zaangażowaniu wszystkich w przygotowania do Kulinarnego Pucharu Polski.

Dla Ciebie to chyba żadna nowość, bo nie był to pierwszy i pewnie też nie ostatni konkurs, w jakim brałeś lub będziesz brał udział?

Tak, to racja. Tak naprawdę Kulinarny Puchar Polski był moim kolejnym celem zaraz po Olimpiadzie w Erfurcie. Przygoda z konkursami zaczęła się tak naprawdę od konkursu Global Chefs Challange, który miał miejsce dwa lata temu. Od tego momentu stopniowo staram się nieustannie rozwijać, między innymi właśnie poprzez udział w takich prestiżowych konkursach. No, i jak widać, na razie mam powody do zadowolenia.

Jednak chyba najważniejsza i najbardziej czasochłonna jest Narodowa Reprezentacja Polski Juniorów i Olimpiada jako już wydarzenie na arenie międzynarodowej?

Tak, zdecydowanie to największe i najbardziej prestiżowe przedsięwzięcie z racji tego, że uczestniczą w tym wydarzeniu kucharze z całego globu. W Erfurcie, nie chciałbym skłamać, ale startowało 65 czy 55 różnych narodowości, a wśród nich i my. Jest to idealne pole do popisu i możliwość zmierzenia się z najlepszymi. Ja działałem z juniorami i trwało to ponad rok, żeby odpowiednio przygotować się do zmagań w Erfurcie, a teraz kolejnym krokiem będzie reprezentacja seniorska.

Jak w ogóle zostaje się kapitanem drużyny, no bo przez przypadek się tam na pewno nie znalazłeś?

Wszystko zaczęło się od wspomnianego wcześniej konkursu Global Chefs Challange. Kiedy odbywały się eliminacje Europy Centralnej, ja pracowałem w tamtym czasie w Belgii i zdecydowałem się na udział w konkursie. Dowiedziałem się, że nie ma żadnych chętnych z Polski, kogoś, kto mógłby nasz kraj reprezentować, dlatego postanowiłem spróbować swoich sił. W ten sposób uzyskałem prawo startu w konkursie. Przygotowywałem się do niego w Belgii, a do Polski jeździłem na konsultacje w sprawach konkursu do zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni. Decyzja o starcie i moje przygotowania zaowocowały drugim miejscem. Od zwycięzcy dzieliło mnie niewiele, bo były to tylko trzy punkty. Dodatkowym plusem był fakt, że byłem jednym z najmłodszych kucharzy, którzy mieli tego typu doświadczenie na arenie międzynarodowej. Była to więc trafna decyzja, która, jak sądzę, sprawiła, że dziś jestem w tym, a nie innym miejscu.

Biorąc pod uwagę ograniczenia wiekowe, to chyba Twoje ostatnie chwile w reprezentacji juniorów?

Tak, w tym roku skończyłem 25 lat, co sprawia, że już do kadry juniorów się nie łapię. Na moje szczęście w tym roku będzie założona narodowa drużyna seniorska do Luksemburga na Puchar Świata 2018 i mam nadzieję że dzięki zwycięstwu w Kulinarnym Pucharze Polski  znajdzie się dla mnie miejsce również w tej drużynie..

Czyli to nie jest tak, że automatycznie każdy z juniorów przechodzi do seniorów?

W większości przypadków tak się dzieje, ale nie zawsze. Jest to bardzo czasochłonna praca i do kadry poszukuje się ludzi, którzy swój czas mogą poświęcić. W juniorach, przygotowując się do olimpiady, od poniedziałku do piątku pracowałem, a dzięki uprzejmości pracodawcy wszystkie weekendy miałem wolne, aby móc w sobotę i niedzielę być w Warszawie i tam trenować. Przez pół roku nie miałem życia prywatnego, dlatego też w kadrze muszą znaleźć się tylko ci, którzy są gotowi do takiego poświęcenia. Treningi są naprawdę ważne, bo my musimy poczuć się jak jedna rodzina, jeden team, który potrafi ze sobą współpracować. Tylko wtedy możliwy jest sukces.

Od kuchni dużo się w Twoim życiu dzieje, ale gdzie szukać początków Twojego zamiłowania?

Od zawsze gotowanie było w moim życiu, a wszystko to dzięki mamie i babci, z którymi tworzyłem swoje pierwsze potrawy. Szczególnym wspomnieniem zawsze były święta w domu, kiedy wspólnie z rodziną zamykaliśmy się w kuchni na prawie cały dzień. Zarówno wtedy, jak i teraz jako wspomnienie, jest to dla mnie coś ważnego i wyjątkowego. Dzięki temu wiedziałem, że chcę gotować zawodowo i nie miałem problemu z wyborem szkoły. Nigdy też z tej drogi nie zboczyłem i dalej kroczę do przodu, nie zamierzając spocząć na laurach.

Nie odstrasza Cię nawet ta liczba godzin, jaką poświęcasz pracy i treningom?

Mnie wprawdzie nie przeraża, ale przeraża moją dziewczynę (śmiech). Oprócz tego, że pracuję, muszę również niemało trenować, nierzadko także w czasie dni wolnych, a między pracą a treningami szukam jeszcze czasu dla niej, więc nie jest to łatwe zadanie. Takie mam ultimatum, żeby znaleźć czas nie tylko na pracę i spełnienie zawodowe, ale także na życie prywatne.

Od samego początku rozwijałeś się u boku Sebastiana Krauzowicza?

Z Sebastianem zacząłem przygodę bodajże pięć lat temu w Toruniu, kiedy to otwierał hotel i miałem to szczęście, że wspólnie z nim wystartowałem z tym projektem. Działaliśmy tam przez dwa lata, a następnie nasze drogi się rozeszły, ponieważ wyjechałem do Belgii, a Sebastian został na miejscu. Po powrocie z Belgii odezwałem się do Sebastiana i okazało się, że w prowadzonej przez siebie restauracji ma dla mnie po raz kolejny miejsce, więc bez wątpienia Sebastian Krauzowicz jest częścią mojego sukcesu i mojej kariery zawodowej. Oczywiście jeśli chodzi o same przygotowania do Kulinarnego Pucharu Polski, to nie tylko jest to zasługa Sebastiana, ale stoi za tym cały sztab ludzi. W tym roku do Pucharu pomagał nam trenować Marcin Gruszka, czyli obecny szef kuchni hotelu Copernicus w Toruniu i to właśnie on poświęcił najwięcej godzin. Specjalnie przychodził rano i przeznaczał swój prywatny czas, żeby stać i wszystko nadzorować - czy kroimy równo, czy dostatecznie szybko, wszystkie detale, które później podczas konkursu mogą znacząco wpłynąć na ostateczny wynik. Tak naprawdę na ten sukces pracował cały hotel, począwszy od kolegi, który pożyczył mi kompresor do zamszowania, poprzez wszystkich innych, którzy dołożyli swoją cegiełkę.

Wydajecie się zgranym duetem - teraz plany Twojego trenera trochę Was od siebie oddalą?

Na tyle długo i dobrze się znamy, że ta rozłąka nie wpłynie na nasze relacje. Dodatkowo jeśli dojdzie do powstania reprezentacji seniorów, to będziemy się tak czy siak widywać co tydzień.

Wystąpiłeś w duecie z Rafałem Kudlińskim, skąd taki wybór?

W tym przypadku jest to moja indywidualna decyzja. Kulinarny Puchar Polski to konkurs na najwyższym poziomie, dlatego też starannie dobierałem sobie partnera. Ważne było dla mnie to, aby osoba, którą wybiorę, była niezwykle zdyscyplinowana, punktualna, taka, która wyciąga wnioski z popełnionych wcześniej błędów i daje z siebie 100 proc. Te wszystkie cechy są niesamowicie istotne, żeby dopiąć całość.

Jesteś niesamowicie zorganizowany - to po prostu nieodłączna cecha Twojego charakteru czy raczej zasługa kogoś, kto Ci to wpoił?

To jest wynik tych wszystkich godzin poświęconych na treningi i drogę, którą podążam. Od zawsze, a właściwie od szkoły technicznej, kiedy zacząłem startować w konkursach, zaczęła kształtować się moja osobowość i sprawna organizacja. Wiadomo, pierwsze konkursy nie były dla mnie najlepsze, a popełniane błędy nie pozwalały mi zdobywać wysokich pozycji. Pozwoliły mi jednak podpatrywać innych i uczyć się na własnych błędach. Codzienna praca też ma spore przełożenie na konkurs. Jeżeli ktoś potrafi cały dzień pracować i jest zorganizowany na swojej sekcji, na swoim stanowisku, to tym łatwiej jest mu się odnaleźć w tej konkursowej, mocno stresującej rzeczywistości.

Czy czułeś, że wobec Ciebie jako kapitana drużyny były większe oczekiwania podczas KPP, a tym samym presja była większa?

Presja na pewno była, zważając na prestiż tego konkursu. Myślę też, że sędziowie, wiedząc, że jestem kapitanem narodowej drużyny, na pewno przyglądali mi się baczniej niż pozostałym uczestnikom. Całkiem sporą część czasu spędzili w moim boksie, starając się wyłapać nawet najmniejsze błędy, ale nie dziwię się, bo bycie kapitanem do czegoś zobowiązuje.

Jest też druga strona medalu, bo bycie w reprezentacji i związane z tym treningi zapewne również pomagają w zdobywaniu kolejnych trofeów, czy się mylę?

Na pewno to też pomaga. Godziny treningów i liczne starty przekładają się na wyniki. Z każdym kolejnym startem jestem bardziej doświadczony i silniejszy. Do Kulinarnego Pucharu Polski poświęciłem około 120 godzin treningowych. Czasami trenowaliśmy dwa dni pod rząd, robiąc cztery treningi podczas tych dwóch dni, więc obciążenie było bardzo duże, ale kiedy w efekcie tych treningów staje się na najwyższym stopniu podium, to ta ciężka praca okazuje się niezwykle satysfakcjonująca.

Jak przypadły Ci do gustu tegoroczne składniki, jabłka grójecki, halibut? Czy to nie ma dla Ciebie większego znaczenia i cokolwiek położyć Ci na stół, to zrobisz z tego zwycięską potrawę?

Nie, to nie jest tak, każdy kucharz ma jakiś swój mocny punkt. Moim są ryby, więc temat był dla mnie idealny. Tegoroczne produkty dały całkiem spore możliwości do ich zaprezentowania, można było połączyć je z naprawdę wieloma różnorodnymi składnikami, co sprawiło też, że konkursowe dania były bardzo zróżnicowane. Jabłko grójeckie na deser było idealne, ponieważ każdy mógł wyrazić siebie, dodać swoją inspirację i puścić wodze fantazji. Można było z tego jabłka tak naprawdę wyczarować wszystko.

Gdzie na co dzień poszukujesz tych inspiracji?

Myślę, że inspiruję się życiem codziennym - ludzie, kształty, kolory. To wszystko inspiruje do kreowania, działania.

A czy na drużynę seniorów jest już jakaś wizja?

Mniej więcej wiemy już, kogo będziemy typować do drużyny. Natomiast oficjalne podanie składu drużyny będzie bodajże 2 grudnia podczas oficjalnego spotkania Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, wtedy wyłonimy wszystkich potencjalnych członków zespołu. Jako że naszym głównym sponsorem jest Selgros Cash&Carry, który ostatnio otworzył nową halę w Piasecznie, to zapewne będzie to również miejsce naszych treningów.

A jak oceniasz ten konkurs od strony organizacyjnej?

To najlepiej zorganizowany konkurs w Polsce, w którym miałem okazję brać udział. Zaplecze techniczne wyglądało świetnie i było dopięte na ostatni guzik. Miejsca na zapleczu stanowiska było sporo i można było się wcześniej przygotować do wejścia do boksu. Organizator zrobił wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić jak najlepszy sprzęt. Były nawet zamrażarki szokowe czy zmywarki, więc czułem się jak w prawdziwej, kompletnej kuchni, gdzie można było robić cuda.

Teraz po wszystkim już chyba możesz się przyznać, czy jakaś wpadka się Wam zdarzyła?

Oczywiście, że tak (śmiech). Pierwszego dnia jednym z naszych składników w przystawce były pistacje. W planach mieliśmy taki śliczny chips na bazie kminku i pistacji, który był klejony cukrem na karmelu. No i niestety drżące ręce i delikatny krokant zrobiły swoje. Nie udało się go umieścić na talerzu w takiej formie, w jakiej powinien być.

Czy po całym konkursie mieliście wgląd w wyniki cząstkowe?

Dwa dni po konkursie każdy z uczestników otrzymał szczegółowe oceny od jurorów za każdy z dni konkursu. Oceny były rozpisane za smak, prezentację, ocenę techniczną itp.

A co czeka Ciebie w najbliższym czasie?

Po odejściu Sebastiana Krauzowicza, Marcin Gruszka przejął funkcję szefa kuchni w hotelu Copernicus. Koncept restauracji Sfera się zamknął, więc teraz Marcin otworzył swój własny. Jest to restauracja Salt, w której pełnię funkcję szefa. Gdzie wspólnie tworzymy nowe miejsce, aby zadowolić gości z Torunia i nie tylko.

Rozumiem, że i menu uległo poważnym zmianom?

Menu jest całkiem nowe. Marcin przez sześć lat pracował w hotelu w Irlandii, którego kuchnia bazowała wyłącznie na składnikach ekologicznych, od lokalnych dostawców, więc to jest naleciałość Marcina, którą planujemy w Toruniu pokazać gościom. Staramy się skupić bardziej na prostocie oraz smaku niż na detalach i wielu dodatkach. Staramy się pokazać gościom, że z jednego składnika potraktowanego różnymi technikami można stworzyć naprawdę interesujące i zaskakujące danie.

A jak Ty się odnajdujesz w tej nowej odsłonie?

Super. Dla mnie to coś nowego. Nie mogę powiedzieć, że byłem zmęczony poprzednią kuchnią, ale coś nowego to zawsze dodatkowa dawka motywacji i nowe doświadczenia.

Pewnie trochę wcześnie na takie pytanie, ale czy w przyszłym roku będziesz bronił tytułu?

Chcielibyśmy na pewno go bronić. Jeżeli by mi się udało, to byłbym pierwszym kucharzem w 18-letniej historii tego konkursu, któremu udało się tego dokonać. Nie wiem, niestety, jak się potoczą sprawy z reprezentacją i moim prywatnym czasem, więc niczego nie mogę obecnie zadeklarować. To się okaże pewnie w drugiej połowie przyszłego roku.

Bartosz Peter

Zdobywca Kulinarnego Pucharu Polski 2017

zdj. Daria Kalinowska