Restauracje bez dzieci - czy to dyskryminacja?
Internet sprzyja nagłaśnianiu sensacji. Ośmielę się też powiedzieć, że obecne czasy wymagają od nas tak szeroko pojętej tolerancji, że czasem zapominamy, czym właściwie ta tolerancja jest. Jeszcze kilka lat temu nikogo nie dziwiła selekcja przed wejściem do modnego klubu czy ograniczenia wiekowe w lokalach tylko dla dorosłych. Aktualnie coraz częściej pewne grupy nakręcają zaś retorykę o dyskryminowaniu poszczególnych grup klientów restauracji. Czy słusznie?
Zgodnie z tym, co napisałam już na wstępie, na przestrzeni ostatnich kilku lat dyskryminowani czuli się już właściciele psów i kotów, matki karmiące (wszyscy dobrze pamiętamy, że ta sprawa miała swój finał w sądzie), a nawet zwolennicy płatności gotówkowych. Kilka restauracji wprowadziło bowiem przymus płatności bezgotówkowych, co rozzłościło grupę internautów domagających się zakazania tego typu praktyk. Nikogo nie dziwią już za to zakazy wchodzenia do restauracji, zwłaszcza nadmorskich, osób niestosownie ubranych, w bikini lub bez podkoszulka. Ostatnim, najnowszym adresatem tych ograniczeń są zaś... dzieci, najmłodsi klienci restauracji.
Zakaz wprowadzania dzieci do lat 6 postanowiła wprowadzić jedna z poznańskich restauracji po tym, jak po raz kolejny odwiedziła ich rodzina z małymi dziećmi, których zachowanie w sposób daleki odbiegało od społecznie przyjętej normy zachowania. Delikatnie mówiąc. Ubrudzone jedzeniem krzesła, krzyki i płacz znacząco uprzykrzyły pozostałym gościom pobyt restauracji i spowodowały, że właściciele stracili cierpliwość i postanowili zmienić zasady panujące w ich restauracji, ograniczając wejście do restauracji najmłodszym g ościom.
Zakaz ten odbił się głośnym echem w mediach, wybuchła żywa dyskusja nie tylko na temat zasadności takiego ograniczenia, ale także jego zgodności z prawem. Swoje trzy grosze postanowił wtrącić także Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który wskazał, iż zakaz wpuszczania dzieci do restauracji to dyskryminacja i narusza prawo. Ośrodek ten nieco spłaszcza jednak problem dzieci w restauracji, wskazując, iż jest to spowodowane tym, że po wizycie jednej z rodzin w restauracji zostały ubrudzone przez małoletnich stoły i krzesła. Tymczasem wszyscy wiemy, że jeżeli chodzi o dzieci w restauracji, problem jest dużo szerszy aniżeli ubrudzony stół. Ośrodek uważa, że właściciele powinni kierować do rodziców dziecka, które coś zniszczy, roszczenia odszkodowawcze i/lub wypraszać je z restauracji.
Co sądzę o takich radach? Są zupełnie nietrafione
Po pierwsze, dochodzenie od rodziców dziecka roszczeń odszkodowawczych, które, rzecz jasna, opiewałyby na kwotę zaledwie kilkuset złotych, w przypadku odmowy dobrowolnej zapłaty wiązałoby się z koniecznością kierowania tychże spraw do sądu, a gdyby rodzice negowali wysokość szkody, potrzebna byłaby niejednokrotnie także opinia biegłego. Całe to postępowanie narażałoby właścicieli restauracji na poniesienie dodatkowych kosztów, chociażby w postaci kosztów obsługi prawnej czy opłat sądowych. Pamiętajmy, że to powód wykłada na koszty postępowania. Oczywiście, one zostaną mu zwrócone, ale może to zostać znacznie odłożone w czasie. Co więcej, już w tym momencie, gdy dojdzie do zniszczenia, musimy spisać odpowiedni protokół szkody, prosić drugą stronę o podanie danych potrzebnych do prowadzenia dalszego postępowania. Jak widać, wiele byłoby z tym zachodu po stronie restauratora. Jeżeli taka rada miałaby go wręcz zniechęcić od dochodzenia swoich praw, to myślę, że może spełnić swoją rolę. Ale przecież to nie o to powinno chodzić, aby kogoś do czegoś zniechęcać. Takie straty, niby małe, ale skumulowane dają już wartość zdecydowanie większą. Dlaczego zatem restauratorzy mieliby być odwiedzani od dochodzenia przysługujących im praw?
Po drugie, tak jak już pisałam i o czym Wy doskonale wiecie, problem nie tkwi tylko w zniszczeniach. Obecność dzieci w restauracji wiąże się bowiem niejednokrotnie z głośnym zachowaniem, które przeszkadza innym gościom, bieganiem po restauracji, zaczepianiem innych osób. To właśnie takie zachowania przeszkadzają gościom, którzy chcieliby zjeść w miłej, spokojnej atmosferze. Ale i na to Ośrodek zdaje się mieć rozwiązanie - wyproszenie rodziców z dzieckiem z restauracji.
Tylko że to znów nie jest rozwiązanie. Doprowadzi to do szeregu konfliktów pomiędzy rodzicami a obsługą restauracji, po wielokroć pewnie opisanych w tonie pretensji i żalu na profilu restauracji w mediach społecznościowych. Nie trudno również wyobrazić sobie, że w samej restauracji wyproszenie takiej rodziny mogłoby sprowokować nieco krępującą sytuację.
Dlatego uważam, że rady Ośrodka nie są trafione. Uważam również, że zdecydowaną przesadą jest apel Ośrodka, którego fragment cytuję poniżej:
"Ostrzegamy wszystkich właścicieli lokali gastronomicznych, którzy wprowadzili nieuzasadnioną segregację klientów ze względu na ich wiek i zakazują wpuszczania dzieci do restauracji to, co robicie, jest przestępstwem".
Czy restauratorzy popełniają przestępstwo?
Prawdą jest, że w Polsce obowiązuje tzw. ustawa antydyskryminacyjna, a precyzyjniej mówiąc, ustawa z dnia 3 grudnia 2010 roku o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania, która faktycznie zakazuje dyskryminacji w dostępie do usług m.in. ze względu na wiek. W przypadku, gdy jakaś osoba poczuje się dyskryminowana, służy jej roszczenie odszkodowawcze wobec właściciela restauracji.
Obecnie brak już jest w Kodeksie wykroczeń czynu, który zabraniałby odmowy świadczenia usług bez uzasadnionej przyczyny. Po sprawie słynnego drukarza Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepis ten jest niezgodny z Konstytucją RP. Można dyskutować o słuszności tego orzeczenia tak samo jak o politycznym podłożu jego wydania, niemniej jednak bezsprzecznie odmowa świadczenia usług określonej osobie nie wyczerpuje obecnie przesłanek wykroczenia z art. 138 kodeksu wykroczeń.
Choć osobiście nie przekonuje mnie porównywanie tej kwestii do sprawy słynnego drukarza. Drukarz nie miał bowiem żadnych racjonalnych argumentów na poparcie swojego stanowiska, powoływał się tylko na klauzulę sumienia. Restaurator ma cały szereg argumentów, którymi może się w tej sytuacji posłużyć.
Uznanie jakiegoś zachowania za dyskryminację nie działa bowiem automatycznie. Jeżeli Ty, jako restaurator, będziesz w stanie udowodnić, że miałeś racjonale przesłanki, na których opierałeś się, konstruując regulamin swojej restauracji, które przekonały Cię do tego, aby wprowadzić pewne ograniczenia wiekowe w dostępie do oferowanych przez Ciebie usług, powinieneś bez problemu wybronić się od zarzutu dyskryminacji. Pamiętaj jednak, że zawsze zanim wprowadzisz taki zakaz, powinieneś już na wstępie mieć uzasadnienie dla takiego zachowania.
Jeżeli zatem Twoja restauracja jest typową restauracją, w której ruch zaczyna się późnym wieczorem lub nocą, możesz próbować oprzeć na tym swoją argumentację. Jeżeli w Twojej restauracji sprzedajesz alkohol, zwłaszcza jeżeli nie jest to tylko piwo do obiadu, ale cięższe alkohole, może uzasadniać to pewną selekcję wiekową. Jeżeli reklamujesz się jako ciche miejsce do pracy i zacisznych spotkań biznesowych i nie tylko, uzasadnione powinno być wprowadzenie pewnego ograniczenia wiekowego. Pamiętaj, uzasadnienie zawsze zależy od konkretnej sytuacji faktycznej. I Twojej kreatywności. Oczywiście, w ramach obowiązujących przepisów prawa.
Stawianie znaku równości pomiędzy wprowadzeniem ograniczenia wiekowego a dyskryminacją nie ma jednak racji bytu. Inaczej mówiąc, jest to spór cywilny. To strony mają wykazać, czy mamy do czynienia z dyskryminacją, czy też nie. Z góry jednak nic nie jest przesądzone.
Ostatecznie jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że "dyskryminowane" nie jest w tej sytuacji kilkumiesięczne dziecko, które nawet nie wie, gdzie się znajduje, a sam restaurator nie świadczy na jego rzecz żadnych usług. Napiszę więc przewrotnie, że gdybym to ja sama miała znajdować argumenty na to, że mamy jednak do czynienia z dyskryminacją, zastanawiałabym się, czy dyskryminowani nie są rodzice tych dzieci, a nie same dzieci. Wszak to oni chcieli skorzystać z usług restauracji... ale czy faktycznie taką dyskryminację będziemy w stanie tu dojrzeć?
autor: Marta Kosecka