Kulinarne zakamarki Europy - przystanek pierwszy
Spakowani? Ruszamy w niezapomnianą kulinarną podróż. Przed nami wiele niespodzianek, smaków, tekstur, zapachów i autorytetów. Pierwszy dzień eskapady po gwiazdkowych restauracjach był dniem najciekawszym. Dlaczego? Nasze umysły były niezmącone tuż przed wszystkimi nowymi wrażeniami, chłonne niczym gąbka, ciekawe nowych doznań kulinarnych. Z każdym kolejnym dniem kulinarnej wędrówki nabieraliśmy pewności siebie.
Nasz pierwszy dzień spędziliśmy w Hiszpani, a dokładniej w Katalonii i jej stolicy, czyli Barcelonie. Mieście, w którym na Camp Nou gra jedna z najlepszych drużyn piłkarskich na świecie - FC Barcelona. Miejscu z niekończącą się budową jednej z najsłynniejszych świątyń w Europie - Sagrada Familia, której tworzenie trwa już przeszło 130 lat. Barcelona położona nad Morzem Śródziemnym zachwyca idealnymi rozwiązaniami komunikacyjnymi - w mieście jest 11 linii metra! To drugie co do wielkości miasto w Hiszpani, w którym znajduje się 91 restauracji z podręcznika Michelin, z czego 17 jednogwiazdkowych restauracji, pięć dwugwiazdkowych i dwie trzygwiazdkowe. Widać na pierwszy rzut oka, że dla Hiszpanów jedzenie jest na piedestale. Od ponad dekady hiszpańscy szefowie kuchni zajmują czołowe miejsca w wielu rankingach. Najbardziej znani są bracia Roca, ale też były dyrektor generalny legendarne El Bulli ? Ferran Adria oraz jego młodszy brat Albert Adria, właściciel i szef kuchni pięciu restauracji w Barcelonie, takich jak Tickets czy Enigma. Jednakże naszą podróż po gwiazdkowych restauracjach zaczęliśmy od restauracji z trzema gwiazdkami Michelin - ABaC, mieszącej się w butikowym pięciogwiazdkowym hotelu gdzieś w centrum Barcelony.
DRESS CODE KLUCZEM DO RESTAURACJI
Zanim opowiem Wam o doświadczeniach i przeżyciach z naszego obiadu, spróbuję przygotować Wasze walizki na podróż. Zaskoczeni? Otóż tak, bo dress cood, czyli tak naprawdę dostosowanie zasad ubioru do sytuacji i miejsca, jest bardzo ważny w przypadku większości restauracji z gwiazdkami Michelin. Wszelkie szczegóły odnośnie do wymaganego ubioru, ale też tego zakazanego, znajdują się najczęściej w regulaminie podczas składania rezerwacji oraz w mejlu potwierdzającym Waszą rezerwację. Większość restauracji wymaga założenia koszuli, bywa, że nie są dopuszczalne buty sportowe. Wskazane jest noszenie marynarki, a w nielicznych zobowiązani jesteśmy do przyjścia pod krawatem. W przeciwnym razie będziemy poproszeni o zorganizowanie lub wymianę brakującego elementu garderoby, który obowiązuje w danym lokalu. Dlatego warto sprawdzić przed wylotem, jakie wymogi ma dana restauracja i spakować odpowiednie rzeczy. Zaoszczędzi to wiele nieporozumień, ale też da nam komfort w sytuacji, gdy wszyscy na sali będą mieć marynarki czy koszule, a my postanowimy ubrać podkoszulkę z napisem znanej marki i założymy jeansy.
SZTUKA NOWOCZESNA A SZTUKA KULINARNA
ABaC to jedna z dwóch trzygwiazdkowych restauracji mieszących się w Barcelonie. Szefem kuchni jest młody i utalentowany Jordi Cruz. Na miejscu mamy do wyboru dwa rozległe menu degustacyjne w cenie 190-210 euro od osoby. Sama wizyta jest podzielona na trzy części: pierwszą z nich jest Terrace. Zostajemy zaproszeni do ogrodu na tarasie, by podziwiać dzieła sztuki nowoczesnej z grającą w tle przyjemną muzyką, w lekkich promieni słońca. Na tarasie kucharz na naszych oczach przygotowuje dla nas coś w rodzaju koktajlu, trzech autorskich przekąsek w formie drinków. I tak próbujemy "Nitro Margarity" czy też wody z truskawek z pianą z lawendy. Kolejnym etapem jest podróż do kuchni, który nazywa się "Kitchen", gdzie czeka już na nas schłodzone "złoto Hiszpani" czyli cava - musujący rodzaj wina wytwarzany metodą szampańską. Następnie nasz kelner oprowadza nas po kuchni, opowiadając o pracy kucharzy i produktach. Kucharze przygotowują dla nas snaki, małe przekąski w formie amous bouch - jest ich aż pięć. Po pięknej opowieści i obejrzeniu kuchni przed nami ostatnia część - "Restaurant", gdzie rozpoczyna się degustacja 13 dań. Każde z dań jest zjawiskowo podane, zgodnie ze sztuką kulinarną. W naszej pamięci najbardziej utkwiły dwa z nich: assiette z cebuli oraz pierś z gołębia smażona na korpusie. Całość degustacji kończy petit four o nazwie "słodkie dynie". Jest to szereg słodkości podany na pnączach metalowych dyni, które leżą pośrodku stołu. Petit four okazuje się istną klamrą kompozycyjną - jasnym połączeniem początku i końca naszej wizyty. Dzieła artysty, który wykonał prace z metalu, podziwialiśmy na początku naszej przygody w tej restauracji. ABaC nie jest zwykłym miejscem - to podróż kulinarna, ukazanie sztuki oraz podróż poprzez różne części restauracji. Dzięki temu gościom, przenoszonym z jednego miejsca w drugie, za każdym razem towarzyszy odpowiedni nastrój. Dzięki mistrzowskiej narracji wszystko przechodzi płynnie. Ważne jest to, że nie wszystkie restauracje zapraszają gości do kuchni, a w dodatku nie każda serwuje w kuchni jedzenie dla gości. To była udana podróż, pełna smaków i dobrej narracji.
NOCNE ŻYCIE OD KUCHNI
Nie tylko gwiazdki są warte zwiedzenia, dlatego wieczorem udajemy się na legendarny market w Barcelonie, czyli La Boqueria Market. Tętni on pełnią życia nawet nocą - uginające się półki pod najlepszymi hiszpańskimi dojrzewającymi szynkami, obfitość owoców morza, świeżo otwierane ostrygi, schłodzone białe wino. Jest to idealna okazja, by zobaczyć choć kawałek lokalnego, a w zasadzie też street foodowego konceptu gastronomicznego. Kolejny dzień przed nami. Pełni wrażeń kładziemy się spać. Rano udaje się nam uciec z Barcelony przed protestem Katalończyków. Gdyby nasz lot był dwie godziny później, zakończylibyśmy naszą podróż, ponieważ tego dnia doszło do zamieszek na lotnisku oraz odwołania ponad 100 lotów. Nam się udało wylecieć wczesnym rankiem, gdy miasto zanurzone było jeszcze we śnie. Lecimy na wybrzeże Hiszpani do San Sebastian, do jednej z najlepszych restauracji na świecie. Znajdującej się na 7. miejscu restauracji Mugaritz oraz do legendarnej restauracji Arzak, którą założył Juan Mari Arzak. Zdobył on dla swojej restauracji trzecią gwiazdkę 30 lat temu i do dziś utrzymuje wszystkie. Do zobaczenia w San Sebastian, tam to dopiero się będzie działo...
autor: Tomasz Łagowski