Restauracja powinna być takim miejscem, dzięki któremu możemy przenieść się w inny świat

Restauracja powinna być takim miejscem, dzięki któremu możemy przenieść się w inny świat

Można od dzieciństwa interesować się judo, zobaczyć spory kawałek świata, zajmować się dystrybucją tkanin, ale przy tym - przede wszystkim kochać gotowanie. Z Wojciechem Dubrowskim, współwłaścicielem Tawerny Greckiej Lukullus w Gdańsku, rozmawiamy o pasji od dziecka, greckiej przygodzie i własnej restauracji.

Zaczynając od początku, jakie były Pana pierwsze kroki w gastronomii?

Można powiedzieć, że urodziłem się w kuchni, ponieważ moja babcia była szefową kuchni na Politechnice Gdańskiej, w związku z tym pochodzę z rodziny z tradycjami gastronomicznymi. Był taki okres, że moja mama też miała restaurację, jeden z pierwszych fast foodów w Trójmieście - moi rodzice mieszkali kilka lat w Stanach Zjednoczonych, stąd pomysł na menu. W związku z tym spędzałem dużo czasu z babcią, która była szefową kuchni, a w tamtych czasach, w latach 60. i 70., bycie szefem kuchni było dużym zaszczytem. To były czasy, w których bycie szefem kuchni sprawiało, że było się osobą wpływową. Babcia przez całe lato zarządzała kuchnią w ośrodku wczasowym Politechniki Gdańskiej na Kaszubach, często bywaliśmy tam z siostrą. Można powiedzieć, że od dzieciństwa byłem w gastronomii. Już w szkole podstawowej miałem taką ochotę, żeby zostać restauratorem. Następnie, gdy przeszedł czas wyboru szkoły średniej, wybrałem technikum gastronomiczne w Gdyni. Wszyscy się dziwili, ponieważ wtedy to był najczęstszy wybór, ale dla kobiet. W tamtych czasach była to prestiżowa szkoła, teraz najpopularniejsze są szkoły ogólnokształcące, a technika są w mniejszości - dawniej było odwrotnie. Technikum gastronomiczne w Gdyni miało o tyle dobrą renomę, że było też zapleczem dla ochmistrzów i szefów kuchni na statkach - to było wtedy okno na świat. Naukę w technikum rozpocząłem w 1983 roku.

Gastronomia od zawsze była moją pasją, którą realizowałem. Zresztą ja mam dwie pasje. Będąc w szkole, zajmowałem się też sportem, praktycznie od 11. roku życia. Od szkoły podstawowej do końca studiów, wyczynowo trenowałem Judo. Dlatego wybrałem Akademię Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Będąc zawodnikiem AZS-u Gdańsk, po skończeniu technikum, zacząłem naukę właśnie na tej uczelni, co prawda nie było to związane z gastronomią, ale z tą moją drugą pasją, którą do dzisiaj uprawiam, czyli judo.

Pewne jest to, że ma Pan dwie pasje, ale skąd u Pana pomysł konkretnie na grecką kuchnię?

Jako młody chłopak wychowywałem się w innym stylu niż teraz jest to standardem dla obecnej młodzieży. Dosyć szybko zacząłem wyjeżdżać za granicę, co po części było też związane z dyscypliną sportu, którą uprawiałem - miałem okazję brać udział w zawodach sportowych. W roku 1987, po pierwszym roku studiów, na początku maja, wyjechałem do Grecji na pół roku. Wyspa Kos była przygodą mojego życia. Miałem wtedy 21 lat i zostałem przyjęty do pracy. Nie miałem jeszcze konkretnego doświadczenia gastronomicznego - jedynie z praktyk z technikum. Poznałem tam polsko-greckie małżeństwo, od nich dowiedziałem się, że poszukują kucharza do pracy. Dzięki nim poszedłem na rozmowę o pracę. Pan, który ze mną rozmawiał, zaproponował stawkę początkową, a z racji tego, że byłem tam dopiero kilka dni ? nie miałem pojęcia, jakie są stawki dzienne w Grecji. 

CAŁY ARTYKUŁ >KLIKNIJ TUTAJ<